No i gdzie ten Bayern?

Jak pisałem w poprzednich postach, na portalu iGol.pl zajmuje się Bundesligą, tak więc czasem i tutaj wrzucę jakiś tekst na ten temat. Dzisiaj jest to "Komentarz do Bundesligi", tyle, że tym razem tekst na blogu jest bardziej rozwinięty, niż ten który znalazł się na portalu iGol. Taki bonusik dla was :)


Przed rozpoczęciem tego sezonu Bundesligi wszyscy – od kibiców i ekspertów, po przez działaczy, trenerów i piłkarzy innych klubów, aż po samych zawodników i włodarzy Bayernu jasno twierdzili, że w tym roku monachijczycy nie będą mieli sobie równych. Co niektórzy doszli nawet do wniosku, że lepiej byłoby dać Bayernowi pierwsze miejsce jeszcze przed sezonem, a reszta niech się bije o podium. Póki, co po za świetną serią między drugą a dziewiątą kolejką, Bayern nie pokazał nic, co pozwalałoby myśleć o mistrzostwie.

Przed sezonem „Bawarczycy” solidnie się wzmocnili, nie chcąc, aby powtórzył się scenariusz z poprzednich rozgrywek, gdy do końca musieli walczyć o trzecie miejsce, aby w ogóle załapać się do tegorocznej edycji Champions League. Ponad to, jej finał rozgrywany będzie na Allianz Arena w Monachium, więc przyjemnie by było wygrać tak prestiżowe trofeum nie musząc zmuszać swoich kibiców do jakiejkolwiek podróży. A jakby tego było mało w XXI stuleciu nie zdarzyło się jeszcze, aby Bayern przez dwa kolejne lata nie zdobył mistrzostwa. W ogóle tak długa (czyli dwuletnia) przerwa od mistrzowskiego tronu miała miejsce jeszcze na samym początku lat 90. ubiegłego wieku. Czyli szmat czasu temu. Aby podtrzymać tę serię i po rocznej przerwie powrócić na pierwsze miejsce tabeli Bayern pozyskał Manuela Neuera, Rafinhę, Jerome Boatenga i Nilsa Petersena, za których zapłacił w sumie ponad 44 miliony euro. Jakby tego było mało do klubu wrócił Jupp Heynckes – trener, który w zeszłym sezonie poprowadził Bayer Leverkusen do wicemistrzostwa, a w sezonie 2008/09 uratował sezon Bayernowi i jako strażak wciągnął ich na drugą pozycję. W takim wypadku „Bawarczycy” byli skazani na sukces, co z resztą podkreślali nawet włodarze i trener Borussii Dortmund.

Bayern ma niesamowicie silną ekipę. Chyba nikogo nie zaskoczę stwierdzając, że to właśnie oni wygrają Bundesligę – stwierdził na przełomie września i października Hans-Joachim Watzke, jeden z włodarzy Borussii.

Prawdopodobieństwo, że Bayern wygra ligę jest bardzo duże. Oni mają naprawdę bardzo dobrą drużynę – to z kolei słowa Jurgena Kloppa, trenera BVB (zdjęcie obok).

Sezon monachijczycy zaczęli od niespodziewanej porażki na własnym terenie z dużo niżej notowaną Borussią Moenchengladbach. Zlekceważenie rywala w pierwszej kolejce można jeszcze zrozumieć, zwłaszcza, że jak wiadomo zespół z 250-tysięcznego miasta spod granicy z Holandią został czarnym koniem bieżących rozgrywek. A jeśli wziąć pod uwagę to, że Borussia w zeszłym sezonie dopiero po barażach uratowała miejsce w Bundeslidze, a Bayern dokonał naprawdę wielkich transferów, to ta nonszalancja w grze „Bawarczyków” wydawała się nawet logiczna. Potem stało się to, co według wszystkich sympatyków niemieckiej piłki było nieuniknione – Bayern wziął się do gry na serio i pokazał reszcie drużyn miejsce w szeregu. Od drugiej do dziewiątej kolejki wygrał osiem spotkań i jedno zremisował, nie tracąc przy tym ani jednej bramki, a strzelając aż 25. Na rozkładzie mieli między innymi takie drużyny jak VfL Wolfsburg, HSV, Schalke Gelsenkirchen, czy Bayer Leverkusen. Trzeba przyznać, że taka seria robiła wrażenie, zwłaszcza, że Manuel Neuer pobił rekord Olivera Kahna pod względem minut bez puszczonej bramki (we wszystkich rozgrywkach zachował czyste konto przez 1140 minut, a pokonał go dopiero Holger Badstuber, jego własny obrońca), a Mario Gomez i Frank Ribery byli w tak wyśmienitej formie, że we dwóch rozrywali każdego kolejnego rywala. Na Bayern nie było mocnych, punktowali każdego po kolei, czy to w rozgrywkach ligowych, czy w Lidze Mistrzów. I wtedy chyba pomyśleli, że mają u stóp cały piłkarski światek. Zdaje się, że uwierzyli, że każdy kolejny przeciwnik będzie przestraszony na sam dźwięk słowa Bayern i nie będzie w stanie nawiązać walki. Po prostu pomyśleli, że tak świetna passa nie może się skończyć, bo przecież oni już zawsze będą tak grać.


I właśnie wtedy, w dziesiątej kolejce przyszła niespodziewana porażka z Hannoverem 96. Bayern poległ na AWD Arena, gdyż nie prezentował zupełnie niczego, czym zachwycał w poprzednich spotkaniach. Zawodnicy byli jakby rozkojarzeni, słabo grali Gomez, Ribery i Mueller, a Luiz Gustavo tylko słaniał się po boisku. Na domiar złego już w 28. minucie czerwoną kartkę obejrzał Boateng, którego forma w ostatnich tygodniach zostawia wiele do życzenia. Grający w 10 „Bawarczycy” zupełnie nie potrafili przeciwstawić się zmotywowanemu i dobrze ustawionemu taktycznie rywalowi i przegrali swoje drugie spotkanie w tym sezonie Bundesligi. Potem przyszły jeszcze dwa zwycięstwa i w 12. kolejce najbardziej utytułowany niemiecki klub, mimo wpadki w Hannoverze, miał pięć punktów przewagi nad drugą w tabeli Borussią Dortmund. Teraz, po czternastu rozegranych spotkaniach, ma już do niej punkt straty i spadł na trzecie miejsce w tabeli, dając się też wyprzedzić drużynie z Moenchengladbach. Wszystko przez dwie kolejne porażki – z silnym zespołem BVB i cieniującym w tym sezonie Mainz. Obydwa spotkania sporo się od siebie różniły, ale jednak byłby bardzo podobne. W meczu z aktualnym mistrzem Niemiec Bayern był dla przeciwnika godnym rywalem, momentami dominował na boisku, oddał więcej strzałów, dłużej utrzymywał się przy piłce. Jednak zabrakło koncentracji i wykończenia stworzonych sobie sytuacji. Spotkanie z Mainz różniło się tym, że piłkarze Bayernu nawet nie próbowali walczyć – wyszli na boisko niczym zawodnicy Legii w ostatnim meczu z Koroną, z nastawieniem, że wszystko zrobi się samo, a przeciwnik grzecznie będzie przyjmował kolejne bramki. Tyle, że zespół z Moguncji, ani myślał brać na siebie kolejne ciosy. Tym bardziej, że tych w cale nie było. I wtedy będący przed tym spotkaniem na 15 (!) miejscu w tabeli zespół poczuł, że ma szanse pokonać bardziej renomowanego rywala. Wyprowadził trzy skuteczne ciosy, przyjął tylko dwa i niespodzianka stała się faktem.

Nie ma się co oszukiwać, że Bayern jest zespołem gotowym zdominować Bundesligę i jeszcze walczyć o najwyższe trofea na pozostałych frontach. Nie jest, i to od bardzo, bardzo dawna. Nawet w pamiętnym dla monachijczyków sezonie 2009/2010, gdy zdobyli podwójną koronę i grali w finale CL, ich gra wyglądała co najwyżej średnio. Przechodzili kolejne fazy Ligi Mistrzów dzięki pomyłkom sędziów (dwumecz z Fiorentiną), bądź rozgrywającym świetne mecze poszczególnym piłkarzom (Robben z Manchesterem United i Olić z Lyonem). Jako zespół prezentowali się nienajlepiej, brakowało im tego, czym imponowali w poprzednich latach – zawziętości, precyzji, przemyślanych akcji. Przeważała za to nonszalancja i gra „na hurra!”, czyli wszyscy atakujemy, kto może idzie do przodu. Co prawda w tamtym sezonie przyniosło to pożądany efekt, ale widać, że dobry wynik na koniec sezonu, przy kiepskiej grze, może w niedalekiej przyszłości odbić się klubowi czkawką – niczym mistrzostwo Wisły Kraków zdobyte za Maaskanta.

Grając dalej w taki sposób jak dotychczas Bayern tej ligi nie zdominuje – nawet z najlepszymi myślami wysyłanymi z obozów przeciwników – gdyż popełnia za dużo głupich błędów. Samo mistrzostwo, choć prawdopodobne, to w tym momencie jest chyba jednak dalej niż bliżej, a co dopiero bezwzględna dominacja. I na nic będzie tu też fakt, że jest drużyną bardziej doświadczoną w grze na kilku frontach niż ich główny konkurent z Dortmundu. Aktualny mistrz gra futbol po prostu dojrzalszy i efektywniejszy. Po za tym opiera się na zawodnikach młodych, głodnych sukcesów i mających wiele do udowodnienia w futbolowym świecie, wspieranych prze niezwykle doświadczonych Kehla, i Weidenfellera, a także nie najstarszych, ale mających już spore doświadczenie Lucasa Barriosa i Matsa Hummelsa. Stoper reprezentacji Niemiec to w ogóle temat na osobny artykuł, postęp jakiego dokonał w ostatnim czasie jest naprawdę zdumiewający. W sumie działacze Bayernu do tej pory pewnie zastanawiają się jakim cudem pozwolili odejść tak dobremu zawodnikowi za takie grosze (klub z Signal Iduna Park zapłacił za niego marne 4,2 mln euro). Oprócz oczywiście Hummelsa, na Allianz Arena przydałby się też ktoś, kto będzie w stanie pomóc Bastianowi Schweinsteigerowi w rozgrywaniu piłki w środku pola, a pod jego nieobecność zastąpić go w roli lidera drugiej linii. Jego obecny partner, Luiz Gustavo, zupełnie się do tego nie nadaje. Brazylijczyk częściej plącze się bez celu po boisku, niż pomaga drużynie, ale zapłacono za niego aż 18 milionów euro, więc grać musi. Raczej nie będzie to też David Alaba. Zawodnik młody, utalentowany, z mocnym uderzeniem, ale szanujmy, się tak? W rozwoju zatrzymał się też Thomas Mueller, któremu zapowiadano piękną karierę, a od mistrzostw świata w 2010 roku, kiedy prezentował się zdecydowanie najlepiej, gra coraz gorzej.  Jeśli dodamy do tego niepewnie grającą obronę i brak klasowych zmienników (lub słabych psychicznie – gdy wchodzą oni na boisko to po prostu NIGDY nie są w stanie odwrócić losów spotkania) to wychodzi nam obraz drużyny, która mistrzostwo zdobędzie najwyżej przy sporej dozie szczęścia. Monachijczycy wciąż musi się obawiać, zakończenia sezonu na trzecim miejscu – w tym momencie to tak samo prawdopodobne, jak zdobycie przez nich mistrzostwa. Jupp Heynckes jest na tyle dobrym szkoleniowcem, że poradzi sobie z wyciągnięciem drużyny z tego dołka i wyciśnie z tych piłkarzy absolutne maksimum. Zawsze to robił. Musi tylko wpoić tym zawodnikom, nieco odpowiedzialności, szacunku do rywala i kazać zacząć myśleć na boisku. W innym przypadku Bayern po raz pierwszy od blisko dwudziestu lat zanotuje dwuletnią absencję na mistrzowskim tronie.

By przeczytać oryginalny, lecz nieco krótszy tekst, zapraszam na iGol :)

Źródła zdjęć:
jakub-blaszczykowski.pl
sport.pl
wikimedia.org