A jednak nie. To nie był ten dzień.
27 lutego 2011 na zawsze pozostanie dla mnie datą przedstawiającą naszą nieporadność. Czyli taką samą jak każda inna w ostatnich sześciu latach. A być może, wspomnienie o niej zaboli jeszcze bardziej. Miał być premierowy Puchar Ligii dla Wengera i trzeci dla Arsenalu. Miało być pierwsze od sześciu lat trofeum, pierwsza część poczwórnej korony, a przede wszystkim pokazanie tym niedowiarkom, że nasi chłopcy dorośli. Zostało rozczarowanie, smutek i poczucie winy, że znowu dałem się im nabrać.
Najgorsze jest to uczucie po przegranym finale. Żadna wściekłość, żadne wkurwienie, żadna złość. Najzwyklejszy na świecie żal i smutek - marafczyk