Archive for marca 2011

Gdzie naprawdę leżą problemy Arsenalu?

Almunia i Squillaci po raz kolejny zaprezentowali to, z czego znani w piłkarskim świecie są najlepiej. Brak myślenia, brak umiejętności i zawalanie Arsenalowi kolejnych spotkań. Co, jak co, ale to, ci panowie akurat robić potrafią. Szczerze mówiąc nie mam do nich większych pretensji, bo niczego więcej od nich oczekiwać nie mogę. Pretensje mam do Wengera, który widząc ich, na co dzień, dalej jest święcie przekonany, że są wystarczająco dobrzy by reprezentować najbardziej utytułowany klub z Londynu. I to do niego mam pretensje, że woli w składzie wystawić Squillaciego, niż Miquela.

Kilka słów o ćwierćfinałach CL

Dziwnie ogląda się losowanie ćwierćfinałów Ligi Mistrzów, gdy wiesz, że w żadnej z kulek nie ma karteczki z napisem „Arsenal FC”. Niby są jakieś tam emocje czy niepewność, ale w sumie mało mają wspólnego z tymi prawdziwymi, gdy Kanonierzy wciąż są w grze. A oglądanie w ćwierćfinale Realu (już zdążyłem zapomnieć, że Real kiedykolwiek przeszedł pierwszą fazę play-off) Tottenhamu, czy Szachtaru (który przecież na rozpoczęcie nowego sezonu CL zmiażdżyliśmy w grupie 5:1) po prostu boli.
Inter Mediolan - Schalke 04 Gelsenkirchen - Chelsea Londyn - Manchester United
Real Madryt - Tottenham Hotspur - FC Barcelona - Szachtar Donieck

Ale to już było...

Trzy solidne kopniaki w dupę w ciągu dwóch tygodni. Oto jak szybko United, Barcelona i (sic!) Birmingham sprowadziły nas na ziemię. 

27 lutego staliśmy przed ogromną szansą zdobycia wszystkich, czterech pucharów, jakie tylko nam zaproponowano. Finał Carling Cup ze słabym w tym sezonie Birmingham City, niezła zaliczka przed wyjazdem na Camp Nou, terminarz ligowy o wiele lepszy od tego United i bezpośrednie starcie z Diabłami w FA Cup.

Zostajemy na dwóch frontach

O meczu z Barceloną powiedziano i napisano już praktycznie wszystko. Teraz moja kolej. Arsenal wcale nie chciał wygrać (a nawet grać), Barcelona była o niebo lepsza, a przy tym sędzia Massimo B. (o nim nie będzie ani słowa, oficjalnie go bojkotuję) czuwał, aby Katalończykom nic złego się nie stało. Tak samo jak Wenger i nasi zawodnicy wprawili nas trzy tygodnie temu w wielki zachwyt, tak samo teraz srogo nas zawiedli. Piłkarze pokazali zupełny brak woli walki i pomysłu na grę. Muszę przyznać, że ten mecz był historyczny. Pierwszy raz w życiu widziałem Arsenal, który nawet nie oddał strzału (choćby niecelnego) na bramkę rywala. Panowie i Panie historia napisała się na naszych oczach!

Zraszaczem po twarzy, czyli awans na Camp Nou

Serce mi bije jak szalone, a ręce całe się trzęsą. Od rana nie mogę opanować emocji i myślę tylko o meczu na Camp Nou. Nie da się ukryć, ten mecz to nasze być, albo nie być w Champions League i nie wyobrażam sobie, bym miał podchodzić do niego spokojnie. Zwłaszcza, że mamy naprawdę duże szanse udowodnić, że Arsenal to Klub, który jest w stanie wygrywać z wielkimi i zdobywać trofea. Żadne inne wydarzenie, żaden inny mecz, żadne zwycięstwo nie będzie w stanie przekonać tych wszystkich niedowiarków, że Kanonierzy naprawdę potrafią.

ManU bez punktów, Barca bez stoperów


Gratulacje dla Liverpoolu! Właśnie na takie spotkanie czekałem. United zostało upokorzone, bezpłciowi i bezradni zawodnicy diabłów dostali łomot drugi raz z rzędu. W końcu ktoś utarł Fergusonowi ten jego czerwony nos. Suarez i Kuyt wykonali dla Arsenalu Liverpoolu świetną robotę. Nie dość, że Manure zostało bez punktów, to jeszcze ich morale na pewno ucierpiały. Dwie porażki z rzędu w tak prestiżowych pojedynkach na pewno zabolały.

Prawdziwy kogel mogel, czyli: Parę słów o Chelsea, Leyton Orient, Kolo, Chamakhu, Beniu i kontuzjach

Miałem parę dni przerwy od pisania, a to wszystko przez głupi brak czasu. Jak nie zajęcia na uczelni to praca, jak nie praca to uczelnia. Po drodze trzeba jeszcze coś zjeść, trochę snu, zobaczyć się z dziewczyną, walnąć sobie browarka… Naprawdę nie na wszystko da się znaleźć czas. Dlatego teraz w jednym poście będzie na kilka tematów.

Chelsea – Manchester United
Zawodnicy Chelsea w końcu pokazali, że mają jaja. I to w najlepszym (dla Arsenalu) momencie.

Chelsea - United, czyli kto lepiej strzela (lub wali łokciem)

Już bardzo dawno nie oglądałem żadnego meczu, w którym nie grał Arsenal (te staram się oglądać wszystkie, kiedy tylko mogę). Nie pozwala mi na to brak czasu, zmęczenie, bądź jakieś niespodziewane wydarzenia. Ale dzisiaj mam trochę wolnego i zmęczony wcale nie jestem. Tak, więc jeśli nic niespodziewanego się nie wydarzy, to z wielką chęcią obejrzę spotkanie Chelsea - United.