Archive for lutego 2012

North London is Red!

To był jeden z tych meczów, w których po prostu nie wypada odpuścić, pogodzić się z wyższością rywala i mimo wszystkich przeciwności losów należy walczyć o jak najlepszy wynik. Derby z Tottenhamem są dla kibiców Arsenalu na tyle ważne, że są oni gotowi wybaczyć swoim ulubieńcom poprzednie niepowodzenia, byleby cieszyć się ze zwycięstwa w bitwie o dominację w Północnym Londynie. Po pięknym 5:2 można, na kilka najbliższych dni, zapomnieć o porażkach z Sunderlandem w FA Cup i AC Milan w Lidze Mistrzów. Po serii słabszych wyników Kanonierzy wreszcie dali nam powód do dumy i zadowolenia.

Po drugiej stronie lustra

Jeszcze dwa lata temu liczyliśmy kolejne sezony bez porażki w derbach Północnego Londynu. Przez ponad dekadę trwaliśmy w słodkim śnie, w którym Tottenham górą po prostu być nie może. Od 1999 roku Spurs wygrali z Arsenalem zaledwie raz – w 2008 roku, w półfinale Carling Cup. Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:1, co wprawiło w osłupienie nie tylko nas, ale pewnie i 80% kibiców Kogutów. Jednak kogo obchodzi jakiś tam Puchar Ligi, kiedy największe emocje budzi w nas wszystkich Premier League, a tam jesteśmy przecież niepokonani. Tak było. I nadszedł wtedy ten cholerny 2010 rok, w którym wszystko się zmieniło.

Bye bye Titi

No dobra, niech podniesie rękę każdy z was, kto myślał, że Thierry Henry wracając do Londynu osłabi swoją legendę, rozmieni ją na drobne. Że nie nawiąże do swoich dawnych osiągnięć, bo przecież od dwóch lat przebywa na „wakacjach” w Nowym Yorku. Jak ktoś, dla kogo gra w piłkę jest ostatnio bardziej hobby niż poważnym zajęciem, ma szansę rywalizować w najsilniejszej piłkarskiej lidze Europy? No więc ręce do góry, tylko szczerze, bo przecież i tak nikt was teraz nie widzi.

Holenderski wizjoner

To miała być najciekawsza i najbardziej wyrównana para 1/8 finału Ligi Mistrzów. Miała być. Bo już po 90 minutach okazało się, że Arsenal w LM rywalizować może z drużynami klasy Borussii Dortmund, Olympiakosu Pireus i Olympique Marsylia, ale nie z AC Milan. Włosi pokazali Kanonierom gdzie ich miejsce w piłkarskiej Europie. Warto zwrócić uwagę na słowa, które jeszcze przed meczem wypowiedział legendarny zawodnik Arsenalu, Dennis Bergkamp. Jak się okazało, słowa prorocze.

W ławce siła

Naprawdę przewrotne jest życie piłkarza, ale jeszcze dziwniejszy i bardziej niezrozumiały jest żywot piłkarskiego kibica. Człowieka, który zawsze wspiera swój klub, jest mu w stanie oddać naprawdę wiele, łącznie z ciężko zarobionymi pieniędzmi, mnóstwem czasu, całym sercem i starganymi nerwami. Ale kibic, to ciągle jednak tylko człowiek. Osoba, która ma granicę cierpliwości, która czasem wybucha płaczem, gniewem i która nie zawsze jest w stanie się opanować. Jednak nawet w takich sytuacjach na sercu leży mu tylko i wyłącznie dobro klubu. I gdy jakiemuś piłkarzowi nic nie wychodzi, to się go wspiera. Tydzień. Miesiąc. Dwa. Ale jest pewna granica. Granica, po której przekroczeniu, kibic nie wspiera już tego zawodnika, a szydzi z niego i nie chce go oglądać na boisku. Wszyscy to znamy, prawda?

Nie jest dobrze

No, więc nie jest. W przyszłym sezonie Liga Mistrzów UEFA straci jednego ze swoich stałych bywalców – będzie to pierwszy w historii sezon bez Arsenalu. Kanonierzy byli do tej pory rekordzistami pod tym względem – jako jedyny w Europie zespół grał we wszystkich dziewiętnastu dotychczasowych edycjach tych elitarnych rozgrywek.  W tej jubileuszowej, dwudziestej, Arsenalu niestety nie zobaczymy.