Łukasz Sosin: Ludzie żyją APOEL-em

Co prawda Arsenalu w Lidze Mistrzów już nie ma, ale są w niej jeszcze takie ekipy jak choćby Marsylia, Benfica lub APOEL. Dobra gra mistrza Cypru i awans do ćwierćfinału Champions League to z pewnością największa niespodzianka ostatnich miesięcy. Na temat rewelacji z Nikozji, o jej pojedynku z Realem Madryt, o specyfice ligi cypryjskiej i o tym jak funkcjonuje zespół APOELu rozmawiałem z Łukaszem Sosinem. Czterokrotny reprezentant Polski od dekady gra w piłkę na Cyprze i osiągnął tam całkiem sporo – dwa mistrzostwa kraju i cztery korony króla strzelców. Tamtejszy futbol zna więc od podszewki. Wywiad opublikowany został na portalu iGol.pl, którego jestem redaktorem i postanowiłem wrzucić go także tutaj :) Przy okazji serdecznie zapraszam do odwiedzania iGola :)
Miłej lektury.


Czy popisy APOEL-u w Lidze Mistrzów sprawiły, że Cypryjczycy zwariowali na punkcie futbolu?
To nie jest tak, że ludzie nagle zwrócili uwagę na piłkę nożną. Drużyny z Cypru już od kilku lat dobrze wyglądają w europejskich rozgrywkach, a to przyciąga kibiców – obecny sezon jest trzecim w ostatnich czterech latach, w którym klub z tego kraju awansował do Ligi Mistrzów. Do tej pory kończyło się jednak na fazie grupowej, a teraz APOEL znalazł się w ósemce najlepszych drużyn Europy. To spory sukces, którego się nikt nie spodziewał, nic więc dziwnego, że ludzie tym żyją. To zdecydowanie temat numer jeden w sportowej prasie, a tuż za nim plasują się niedawne derby APOEL-u z Omonią Nikozja. Mecz zakończył się remisem 0:0, przez co po sezonie zasadniczym aktualny mistrz uplasował się na trzecim miejscu. Teraz odbędą się baraże, które zadecydują o tytule mistrzowskim, którego zdobycie jest dla APOEL-u absolutnym celem numer jeden. Oni wiedzą, że mistrzostwo pozwoli im na grę w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów i nie chcą zmarnować tak wielkiej szansy.

Zawodnicy APOELu zapisali się w historii cypryjskiego futbolu
W 1/4 finału APOEL trafił na Real Madryt. Pod względem marketingowym chyba lepiej być nie mogło?
Dokładnie tak. Real jest wspaniałym zespołem i wszyscy chcą zobaczyć ten klub w akcji. Mecz cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Dodatkowo pierwsze spotkanie odbędzie się tutaj, w Nikozji, więc chętnych do zobaczenia ewentualnej niespodzianki jest cała masa. Muszę przyznać, że zdobycie biletów na ten mecz jest bardzo trudne, niemal niemożliwe.

Cypryjczycy woleli trafić na zespół pokroju Marsylii czy właśnie na światowego giganta, takiego jak Real lub Barcelona?
Jasne, że wszyscy chcieli trafić na Marsylię, która była zdecydowanie najłatwiejszym rywalem. Do całego losowania podchodzono jednak na dużym luzie. Ludzie wyszli z założenia, że skoro APOEL i tak dotarł tak daleko, osiągnął duży sukces, to rywal w następnej rundzie wcale nie jest najważniejszy. Liczył się sam fakt gry w ćwierćfinale, a osoba przeciwnika zeszła na dalszy plan. Sam awans był wielką niespodzianką.

Nie często się zdarza się, aby kopciuszek awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Zespół z Nikozji znalazł się w gronie ośmiu najlepszych drużyn naszego kontynentu, to po prostu niespotykane. Jednak jak sama nazwa wskazuje, są to europejskie puchary, fajnie zatem, że jest w nich miejsce dla takich drużyn jak APOEL, z innych części Europy. To powiew świeżego powietrza, bo chyba wszyscy przyzwyczailiśmy się już tych samych nazw z kilku najsilniejszych lig.

W Polsce mówiło się, że gdyby APOEL trafił na Olympique Marsylia, to pewnie zagrałby w półfinale. Francuzom nie wiedzie się teraz najlepiej i mistrz Cypru byłby po prostu faworytem tego spotkania. Czy na Wyspie Afrodyty słychać było podobne opinie?
Tak, otwarcie mówiono, że Marsylia to najłatwiejszy rywal i dobrze byłoby wylosować właśnie jego. W poprzedniej rundzie Cypryjczycy uporali się z Lyonem, więc francuskie drużyny chyba im odpowiadają. Jednak w tej fazie rozgrywek nie ma już słabych drużyn i liczono się z tym, że trafić może się na przykład Real. I nikt tu nie narzeka. Wprost przeciwnie, wszyscy cieszą się, że do kraju zawitają takie gwiazdy jak Karim Benzema czy Cristiano Ronaldo. Ludzie są zadowoleni, że będą mogli zobaczyć w akcji największe gwiazdy światowej piłki.

Co do gwiazd Realu – niektórzy za największą uważają Jose Mourinho. Portugalski szkoleniowiec na niedawnej konferencji prasowej pomylił APOEL z innym zespołem z Cypru, Anorthosisem Famagusta, w którym Pan notabene występował. Jak Pan myśli, zwykła pomyłka czy może już zaczęła się wojna psychologiczna?
Mourinho znany jest z takich wypowiedzi, więc może rzeczywiście chciał trochę namieszać w głowach rywali. Portugalczyk był już tutaj na Cyprze jako szkoleniowiec Interu i orientuje się w tym, co się dzieje podczas meczu na trybunach. To na pewno jego atut, bo będzie wiedział, czego się spodziewać. Poza tym APOEL rozgrywa mecze na tym samym stadionie, na którym grał Anorthosis cztery lata temu. Gwarantuję, że atmosfera będzie niezapomniana.

Przed meczami z FC Porto czy Olympique Lyon też nikt nie dawał APOEL-owi wielkich szans. Wierzy Pan w mistrza Cypru w pojedynku z „Królewskimi”?
W Polsce nie dawano APOEL-owi nawet szans przeciwko Wiśle Kraków, co pokazuje, na ile wiarygodne są te przewidywania. A on robi swoje i prezentuje się naprawdę bardzo dobrze, gra fajną piłkę i przyjemnie się na to patrzy.

No dobrze, ale to jednak Real. Postawiłby Pan własne pieniądze na awans APOEL-u do półfinału? Bukmacherzy za jedną postawioną złotówkę są chętni dać aż 12 złotych. Niemało.
Wydaje mi się, że Real nie jest w zasięgu APOEL-u i każdy sobie z tego zdaje sprawę. Wiadomo, przeżywa piękną przygodę, ale zespół z Madrytu to jednak zupełnie inna półka, taka przeszkoda nie do przeskoczenia. Jednak wszyscy wiemy, jak nieprzewidywalna jest piłka nożna. Jeśli w pierwszym meczu w Nikozji miejscowi uzyskają dobry rezultat, co według mnie jest prawdopodobne, to wszystko się może zdarzyć. Jednak na Santiago Bernabeu będzie im bardzo trudno, tam Real jest nie do pokonania. Dlatego kluczowy dla nich będzie pierwszy mecz, w którym muszą dać z siebie więcej niż są w stanie.

Kogo uznano za głównego architekta tego sukcesu?
Na pewno trenera Ivana Jovanovicia. Serbski szkoleniowiec od paru lat robi tu dobrą pracę, której efekty widać gołym okiem. APOEL co roku odnosi sukcesy – jeśli nie zostaje mistrzem kraju, to świętuje zdobycie pucharu. Cały czas w klubie coś się dzieje i to właśnie zasługa szkoleniowca. Z pewnością dużo dobrego o współpracy z nim mogą powiedzieć Kamil Kosowski i Marcin Żewłakow, którzy przecież byli jego podopiecznymi.

Anorthosis - Werder: Polak walczy z Perem Mertesackerem
Cztery lata temu Anorthosis Famagusta z Panem w składzie jako pierwszy cypryjski zespół awansował do Ligi Mistrzów. Traktowano Was jak bohaterów, tak jak teraz zawodników z Nikozji?
Tak, to był ten pierwszy, historyczny raz i wielkie zaskoczenie. Nikt sobie nie zdawał sprawy, że drużyna z Cypru jest w stanie awansować do tych rozgrywek, a my nie dość, że tego dokonaliśmy, to zaprezentowaliśmy się w nich całkiem nieźle. Dlatego cieszy mnie, że APOEL po raz drugi znalazł się w tym elitarnym gronie, bo dla tych chłopaków to na pewno piękna przygoda, o jakiej jeszcze niedawno mogli tylko pomarzyć. Wielka radość, masa niespodzianek – o to przecież chodzi w piłce nożnej. Dodatkowo do zgarnięcia jest sporo pieniędzy, czyli możliwość dalszego rozwoju.

Rozwija się na pewno liga cypryjska, która wyprzedza w rankingu UEFA takie ligi, jak: polska, czeska, szkocka czy rumuńska, i plasuje się na wysokim 16. miejscu. Czy poziom na wyspie rzeczywiście jest aż tak wysoki?
Na pewno pierwsza czwórka jest niesamowicie silna i wyprzedza całą resztę o kilka długości. Wystarczy spojrzeć na tabelę i widać, ile punktów przewagi mają te zespoły nad pozostałymi. I dlatego nie ma się co okłamywać – cała siła ligi tkwi właśnie w tych czołowych drużynach. Jednak jak na tak mały kraj, jakim jest Cypr, to liga jest bardzo mocna.

Jeszcze nie tak dawno temu panowała u nas opinia, że gra w piłkę na Cyprze to wakacje lub wcześniejsza emerytura. Przed pierwszym meczem Wisły z APOEL-em jeden z dziennikarzy wyśmiał stwierdzenie Kamila Kosowskiego, który powiedział, że na Cyprze grał w poważną piłkę. Teraz wygląda na to, że jeśli komuś bliżej do amatorskiego futbolu, to właśnie Polakom.
Ja tu gram od 10 lat i od dłuższego czasu to powtarzam, jednak nikt mi nie wierzył. Naprawdę, przez te kilka lat gry na Cyprze miałem przyjemność występować u boku tak dobrych zawodników, o jakich w Polsce można jedynie pomarzyć. Tu są sprowadzani naprawdę dobrej klasy piłkarze, czego efekty widać na pierwszy rzut oka.

W Polsce niektórzy kibice innych drużyn otwarcie życzyli Wiśle odpadnięcia z APOEL-em, bo wtedy krakowski zespół doznałby sporego zastrzyku gotówki i mógłby odskoczyć reszcie stawki. Czy na Cyprze jest podobnie, czy może wszyscy kibicują APOEL-owi?
Mecze Ligi Mistrzów oglądam w towarzystwie innych osób i widać po ich zachowaniu, że sukcesy APOEL-u nie cieszą ich tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Kibice innych drużyn wiedzą, że dogonienie APOEL-u będzie bardzo trudnym zadaniem ze względu na budżet, jakim ten klub będzie dysponował w następnych latach. Być może w najbliższym czasie zdominuje tę ligę. Przecież pieniądze, które dostanie od UEFA, to dla klubu z takiej ligi naprawdę ogromne kwoty. Oczywiście, gdy rozgrywany jest mecz Champions League, każdy Cypryjczyk trzyma kciuki za APOEL i mocno mu kibicuje, w końcu to promocja kraju. Jednak gdy później ludzie zdają sobie sprawę, że za chwilę jego ukochanej drużynie przyjdzie grać przeciwko APOEL-owi, nie jest już tak różowo. Wtedy każdy myśli o swoim klubie i o tym, aby zajął on możliwie jak najwyższe miejsce w rozgrywkach ligowych. A mając za przeciwnika coraz bogatszy APOEL, będzie o to bardzo trudno.

W drużynie z Nikozji jest tylko sześciu Cypryjczyków, a na występy w pierwszym składzie może liczyć tylko trzech. Czy media nie piętnują tej sytuacji? U nas na Wiśle wiesza się psy za nagminne stawianie na obcokrajowców.
Nikt nie ma o nic pretensji, ludzie raczej cieszą się, że mają tych trzech zawodników występujących na tak wysokim poziomie. Że nawet trójka ich rodaków może mierzyć się z największymi gwiazdami i grać w Lidze Mistrzów. Tak teraz wygląda rynek transferowy, wszędzie stawia się na obcokrajowców. Nawet we wspomnianej Wiśle czy innych polskich klubach na boisku czasem pojawiają się jeden czy dwóch Polaków i na to nie ma rady. Nie zapominajmy jednak, że Cypr to mały kraj i mieszka w nim dużo mniej ludzi niż w Polsce, jest tu mniej klubów. Dlatego tym Cypryjczykom jest o występy coraz trudniej, zwłaszcza że sprowadzani obcokrajowcy to naprawdę klasowi gracze. Dlatego trzech czy czterech rodzimych zawodników grających w Lidze Mistrzów traktowanych jest jak sukces.

Trener Ivan Jovanović jest największą gwiazdą APOELu
Gdy w Arsenalu brakowało Anglików, a w Interze Włochów, tamtejsze media ostro krytykowały te kluby. U nas jest podobnie, a z tego, co Pan mówi, na Cyprze podchodzi się do tego tematu na dużym luzie.
To nie jest tak, że w tym klubie w ogóle nie stawia się na rodzimych zawodników. Każdy zdaje sobie sprawę, że grając samymi Cypryjczykami, Europy się nie zwojuje, ale trzeba zachować jakieś proporcje. I w APOEL-u dobrze sobie z tym radzą. Co roku sprowadzają do klubu co najmniej jednego tutejszego piłkarza, tego, którego akurat upatrzy sobie trener Jovanović. W ogóle ten klub prowadzi ciekawą politykę transferową – przed sezonem wydał mniej pieniędzy niż niektóre drużyny z polskiej ekstraklasy. Tutejsza liga jest bardzo specyficzna, nie każdy jest w stanie się do niej przystosować i co sezon przeprowadzane są duże rotacje. Niektóre zespoły potrafią wymienić w jednym okienku dziesięciu, dwunastu zagranicznych zawodników! A trener Jovanović ma ten komfort, że może sobie wybrać tych graczy, którzy dobrze się prezentują w słabszych zespołach i po prostu ich wykupić. Przed sezonem wziął na przykład zawodnika z Olympiakosu Nikozja, który bije się o utrzymanie, i wystawia go w wyjściowym składzie. To pokazuje, jakie możliwości ma ten klub i jak działa. Po prostu przegląda kadry biedniejszych drużyn i wybiera sobie najlepszych zawodników. Z takim budżetem może sobie na to pozwolić i dlatego nie notuje transferowych wpadek. Ja sam w Anorthosisie i Apollonie występowałem z czterema zawodnikami, którzy teraz reprezentują barwy APOEL-u. Do klubu sprowadził ich oczywiście Jovanović.

Podobnie kilka lat temu postępował Lyon – po prostu wykupował wszystkich wyróżniających się w Ligue 1 graczy i zdominował tę ligę na lata.
Dokładnie tak to wygląda. Liga jest naprawdę specyficzna i nie każdy czuje się w niej dobrze. Dlatego wydawanie pieniędzy dużych pieniędzy na kogoś, kto nie miał jeszcze okazji się w niej pokazać, jest bardzo ryzykowne. Serbski szkoleniowiec obserwuje tutejszy rynek, wie, jaki poziom prezentują zawodnicy innych klubów. Jeśli ktoś mu się spodoba, to po prostu sprowadza go do APOEL-u.

W lidze APOEL prezentuje się zupełnie inaczej niż w rozgrywkach europejskich i zajmuje dopiero trzecie miejsce w tabeli. To trochę zaskakujące.
W żadnym wypadku. Po meczach Ligi Mistrzów jest bardzo trudno wrócić znowu na poziom ligowy i to odbija się czkawką. Wiem o tym, bo podobne problemy mieliśmy w Anorthosis – po dobrym meczu w pucharach przyszedł słabszy ligowy i traciliśmy te punkty. Teraz podobnie jest z APOEL-em – gdy wychodzi się na boisko przeciwko niemu, to nie gra się na 100%, a na 120%. To taki zespół, który każdy chce pokonać, i nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu.

Kiedyś na Cyprze występowało wielu polskich zawodników, a teraz są tam tylko Pan, Adam Stachowiak, Paweł Kapsa. Jednak tylko Pan może liczyć na grę, a nasi bramkarze przesiadują na ławce bądź na trybunach. Czyli Polaków już na Cyprze nie potrzeba?
Jakkolwiek na to nie patrzeć, na całym świecie panuje kryzys, także tutaj. Z tego względu kluby coraz mniej wydają na transfery i nie są w stanie ściągać tylu zawodników co jeszcze parę lat temu. Oczywiście, mówię tu o takich zespołach jak Aris Limassol, w którym obecnie występuję. Czołowa czwórka dalej szasta pieniędzmi, bo je po prostu ma. Ale trzeba przyznać, że polskie zespoły są bogatsze niż cztery, pięć lat temu i dlatego piłkarze z naszego kraju nie muszą już wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu lepszych zarobków.

Nie miał Pan ofert powrotu do Polski? Nie tęskni Pan za krajem?
Oczywiście, że miałem. Przez te kilka lat otrzymywałem mnóstwo ofert transferowych, także z Polski, jednak nie bardzo chciałem się stąd wyprowadzać. Pozostanie tu to najlepsza opcja – ja się tu dobrze czuję, rodzina się tu dobrze czuje. Poza tym tutaj jestem bardziej doceniany niż w Polsce, dlatego wolałem pozostać w znanym sobie środowisku, bez potrzeby ponownego budowania wizerunku.

Koniec kariery już bliżej niż dalej. Po zawieszeniu butów na kołku nie chciałby Pan powrócić do ojczyzny w roli trenera bądź skauta?
Już myślę o edukacji trenerskiej i na pewno w niedługim czasie będę chciał się sprawdzić w nowej roli. Mam nadzieję, że dostanę możliwość poprowadzenia jakiegoś klubu tutaj, na Cyprze. Gdyby jednak się nie udało, to pomyślę o powrocie do Polski, kto wie, może akurat ktoś dałby mi szansę?