Jako, że piłka nożna jest nieodłącznym elementem życia publicznego, to ludzie zasiadający za sterami FIFA i UEFA są niemal równie ważni, co głowy poniektórych państw. Panowie myślą, że mogą wszystko, bo to od nich zależy przyszłość piłki w Europie i na świecie, a także każdego poszczególnego klubu. Do tej pory było tak, że jeśli któryś z nich coś sobie wymyślił, to nie było od tego odwrotu. Nikt przecież nie będzie walczył z tak potężną federacją, jaką jest FIFA.
Aż tu nagle, ni stąd ni z owąd wyskoczył FC Sion, a właściwie to jego prezydent, Christian Constantin, który pokazał, że za nic ma potęgę federacji i zamierza walczyć o swoje. W sądzie cywilnym wygrał, gdzie indziej przegrał, potem znowu wygrał i znowu przegrał. Nie znam się na tych wszystkich prawnych rzeczach i nie odróżniam jednego sądu od drugiego, więc nie mam zamiaru wymieniać tu decyzji kolejnych instancji. W każdym bądź razie mało mnie sprawa Sionu obchodziła, aż do wczoraj.
FIFA zagroziła Szwajcarskiemu Związkowi Piłki Nożnej zawieszeniem i wykluczeniem drużyn tego kraju z międzynarodowych rozgrywek, jeśli do 13 stycznia nie zakończy się sprawa klubu FC Sion, który domaga się przywrócenia do gry w Lidze Europejskiej.
To oznacza, że reprezentacja Szwajcarii nie będzie mogła zagrać w lutym towarzyskiego meczu z Argentyną. Bardziej dotkliwe będzie jednak wykluczenie z Ligi Mistrzów FC Basel, które w 1/8 finału ma zagrać z Bayernem Monachium (22 lutego i 13 marca).
Ostrzeżenie dotyczy sporu działaczy FC Sion z FIFA i UEFA. Sprawa dotyczy nielegalnego wystawienia do gry sześciu sprowadzonych latem zawodników, mimo nałożonego na klub zakazu transferów.
Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) nałożyła na Szwajcarów roczny zakaz transferów (w 2009 roku) za nakłanianie egipskiego bramkarza Essama El-Hadary'ego do zerwania kontraktu z klubem Al-Ahly (w 2008r.). Zakaz zaczął jednak obowiązywać faktycznie dopiero w styczniu 2011, po zakończeniu długiego procesu cywilnego - w dwóch instancjach wygrał go klub.
Czyli zastosowano zasadę, że za jednego nieprzygotowanego do lekcji ucznia, cała klasa piszę karną kartkówkę. I to taką, której nie da się zaliczyć. Zachowanie włodarzy obydwu federacji jest po prostu śmieszne i pokazuje, jak bardzo mają oni w poważaniu uczciwą walkę na boisku. Ważniejsze jest to, żeby kaska się zgadzała i żeby wszyscy wiedzieli, kto tu rządzi. I teraz w imię chlubnych zasad fair play do Ligi Mistrzów przywrócić chcą Manchester United, który z hukiem z tych rozgrywek wypadł. Bo kto, jeśli nie mistrz Angli, który w grupie okazał się gorszy od Szwajcarów, miałby ich w fazie pucharowej zastąpić? Bayernowi przecież nie da się w takiej sytuacji walkowera, bo po pierwsze, to nie zgodne z duchem sportu. A po drugie, co z pieniążkami z transmisji dwumeczu? Po za tym, o wiele większą oglądalność zbiorą pojedynki Bayernu z United, niż z jakimś tam Basel… Doprawdy brak mi słów… Poza tym nie sądzę, żeby takie rozwiązanie zadowoliło kibiców United i samego sir Alexa. Po zapoznaniu się z opinią kibiców ManU na ten temat (poczytałem trochę komentarzy na jednej ze stron poświęconych Czerwonym Diabłom) mogę jednoznacznie stwierdzić, że na 100 wypowiadających się, zaledwie około trzech, może czterech, uznało, że fajnie byłoby wrócić do Champions League tylnymi drzwiami. Jednak ci, którzy nie są oderwani od rzeczywistości, jasno i wyrazie mówią, że takiego powrotu nie chcą. „Bo piłkarze grali na tyle słabo, że na LM nie zasłużyli”, „bo jeśli się nie chce komuś grać, to jego miejsce jest w Lidze Europy, a nie Mistrzów”, „Szwajcarzy zasłużyli na awans, bo przez całą fazę grupową prezentowali się po prostu lepiej od nas”. To tylko niektóre z komentarzy i ja się z nimi w stu procentach zgadzam. Tak samo mówiłbym, jeśli w takiej sytuacji znalazłby się Arsenal. Bo dlaczego jeden klub ma korzystać z tego tytułu, że jakiś zupełnie inny, oderwany od sytuacji zespół, narozrabiał? Dlaczego karze się maluczkich, a faworyzuje tych, którzy mają pieniądze?
A co jeśli United w jakiś sposób by tę Ligę Mistrzów wygrało? Klub wielki, z ogromnymi przecież tradycjami i piękną historią byłby pośmiewiskiem całej piłkarskiej Europy. I wlekłaby się za nim opinia pupilka UEFA, któremu nie dość, że pozwolono grać dalej pomimo zajęcia trzeciego miejsca w grupie, to jeszcze wepchnięto go do finału – idę o zakład, że takie były by komentarze, w razie jakiejkolwiek, nawet najmniejszej i nic nieznaczącej pomyłki sędziowskiej, na korzyść ManU. Panowie z UEFA i FIFA – naprawdę chcecie zabijać piękno futbolu i przy zielonym stoliku decydować, kto może grać dalej w waszych rozgrywkach?