Dziwnie ogląda się losowanie ćwierćfinałów Ligi Mistrzów, gdy wiesz, że w żadnej z kulek nie ma karteczki z napisem „Arsenal FC”. Niby są jakieś tam emocje czy niepewność, ale w sumie mało mają wspólnego z tymi prawdziwymi, gdy Kanonierzy wciąż są w grze. A oglądanie w ćwierćfinale Realu (już zdążyłem zapomnieć, że Real kiedykolwiek przeszedł pierwszą fazę play-off) Tottenhamu, czy Szachtaru (który przecież na rozpoczęcie nowego sezonu CL zmiażdżyliśmy w grupie 5:1) po prostu boli.
Inter Mediolan - Schalke 04 Gelsenkirchen - Chelsea Londyn - Manchester United
W półfinale zagra przynajmniej jeden zespół z Anglii. Dziwnie to brzmi, bo przez trzy z czterech ostatnich lat angielscy półfinaliści Champions League stanowili 75% składu. Teraz muszą się zadowolić maksymalnie dwoma miejscami, a i to tylko wtedy, gdy debiutujący w rozgrywkach Spursi zdołają pokonać Real. Real, który do 1/4 finału CL wszedł po 7 latach posuchy. Jakże w odmiennych do naszych nastrojach siedzieli w takim wypadku przed telewizorami (ewentualnie monitorami komputerów) kibice Królewskich:)
Bardzo możliwy jest półfinał Real – Barcelona. Ileż się znowu w mediach nasłuchamy komentarzy „ekspertów”, że grają dwie najlepsze drużyny świata i naoglądamy akcji Messiego i Krystyny. Ligowe Gran Derbi w 17 kwietnia, finał Copa del Rey między tymi drużynami trzy dni później, a półfinały CL na przełomie kwietnia i maja. Wszyscy będą już tymi meczami rzygać, ale nikt nie powie złego słowa, bo to przecież El Clasico, Gran Derbi, pojedynek największych z największych! Ja tam rzygam tym już teraz i z całej siły kibicować będę zarówno Szachtarowi jak i (sic!) Suprs. Tylko po to, aby utrzeć nosa dumnym Hiszpanom, którzy już skazali przeciwników na pożarcie. Oczywiście nie wierzę w cuda i wiem, że awans zarówno Niemców i Ukraińców jest tak samo możliwy, jak to, że Polska wyjdzie z grupy na Euro 2012, ale przynajmniej jeden z tych zespołów jest w stanie sprawić niespodziankę. Gwoli szczerości, bardziej liczę na Szachtar, bo samo w sobie oglądanie Tottenhamu w półfinale Ligi Mistrzów ze pewne nie sprawi mi wielkiej przyjemności.
Najciekawszy ćwierćfinał (przynajmniej na papierze), to pojedynek Chelsea – ManU. Aktualny wciąż mistrz Anglii kontra lider tabeli EPL po 29 kolejkach. Mecz, wydawałoby się, gigantów. Ale gra zarówno Chelsea, jak i United ostatnio kuleje. Diabły roztrwoniły dużą przewagę, nad Arsenalem, a Chelsea pozostała walka o utrzymanie czwartego miejsca w lidze. Wcale się nie zdziwię, jeśli spotkania tych drużyn okażą się walką papierowych tygrysów i będą najsłabszymi (też ze względu na styl gry obu zespołów) meczami ćwierćfinałowymi. Ale europejskie puchary rządzą się swoimi prawami i różnie może być.
Po za tym, śmiem zauważyć, iż wszystkie (z jednym wyjątkiem) drużyny, które awansowały do ćwierćfinałów to zwycięzcy swoich grup. Szachtar, Real, Chelsea, ManU, Barcelona, Tottenham, Schalke – wszystkie te kluby wygrały swoje grupy. I ten jeden wyjątek – Inter. Tyle, że mediolańczycy to obrońcy trofeum, tak więc ich awansu też można się było spodziewać. I tutaj właśnie pies jest pogrzebany. ZWYCIĘZCY GRUP. Niech mi ktoś teraz wytłumaczy, w jaki sposób Arsenal nie wygrał grupy, mając za przeciwników Bragę, Partizan i Szachtar. Taką grupę powinniśmy byli skończyć, z co najmniej 16 punktami i być spokojni o swój los. Ale odpuszczone wyjazdowe mecze w Doniecku i Bradze zaważyły na naszej pozycji w tabeli, a co za tym idzie, na brak rozstawienia w 1/8 finału. I zamiast zagrać przeciwko Kopenhadze, Romie, Valencii czy Olimpique Lyon trafiliśmy na Barcelonę. Można było tego uniknąć? Można było. Ale nasi zawodnicy, nie sprostali przeciwnikom, którym w pierwszych strzelili aż 11 goli. Gdyby nie te głupie porażki, być może (a nawet najprawdopodobniej) moglibyśmy, zobaczyć dzisiaj w rękach Gary’ego Linekera kartkę z napisem Arsenal. A tak, pozostała nam walka tylko o Premier League. Tylko jedno, ale chyba to najbardziej utęsknione trofeum.
Ale popatrzmy na to z innej strony. United wciąż gra na trzech frontach, więc niektóre mecze siłą rzeczy będą musieli odpuścić, lub nie starczy im sił. Ale o United i Sir Fergim w następnej notce.