Chelsea - United, czyli kto lepiej strzela (lub wali łokciem)

Już bardzo dawno nie oglądałem żadnego meczu, w którym nie grał Arsenal (te staram się oglądać wszystkie, kiedy tylko mogę). Nie pozwala mi na to brak czasu, zmęczenie, bądź jakieś niespodziewane wydarzenia. Ale dzisiaj mam trochę wolnego i zmęczony wcale nie jestem. Tak, więc jeśli nic niespodziewanego się nie wydarzy, to z wielką chęcią obejrzę spotkanie Chelsea - United.
Obydwu drużyn nie lubię, ale z powodu czystej matematyki kibicować będę Londyńczykom – wiadomo, stratę do United trzeba jak najszybciej zniwelować. I mimo kiepskiej ostatnio gry CFC, sądzę, że z MUFC mają szanse wygrać. Przecież Torres kiedyś musi gola strzelić, tak samo jak Cech musi go nie puścić. A że sezon i tak dla Chelsea jest już skończony, to na pewno będą chcieli poratować twarz zwycięstwem w tak prestiżowym meczu. W sumie oba zespoły grają bez ładu w obronie i bez składu w ataku (dokładnie tak jak Arsenal z Birmingham). Tyle, że United jest super skuteczne, co nie kopną to wpada (plus, gdy co nie kopnie przeciwnik to leci obok – jak to mawiają złośliwość rzeczy martwych).

Oprócz nielubienia tych klubów dla samej idei „nielubienia” to jeszcze bardziej, nie lubię piłkarzy, którzy w ich barwach grają. Co lepsze oni sami dają mi do tego powody. Ten mecz odbędzie się dla mnie pod znakiem idioty Cashleya i debila, chama, prostaka Rooneya (niepotrzebne skreślić, ale jeszcze lepiej, to wszystko to zostawić). Jeden przychodzi na trening z wiatrówką i strzela, do kogo popadnie (poważnie, co on sobie kurwa myślał?!), a drugi macha na boisku łokciami więcej niż biega. A niech macha, byle by z dala od zawodników przeciwnej drużyny (sędziów i swoich może lać, wisi mi to). Jak to jest, że normalny śmiertelnik poszedłby za takie akcje do paki i musiał zapłacić sporo kasy, a takim, jak to mawia mój dziadek, „ancymonkom” się to upiecze? Pomijam oczywiście fakt, że obaj są Anglikami, a ci w Premier League mogą praktycznie wszystko. Obaj występują w klubach, które grają na chwałę angielskiej piłki, nie tak jak Arsenal, który nie ma w składzie Anglików i ponosi odpowiedzialność za wszelkie niepowodzenia angielskiej kadry (za Jackiego to nam będą latami dziękować).

Od poprzedniej kolejki nie ma już Barclays Premier League. Jest Barclays Sir Alex Ferguson League. Ratowanie tyłka zawodników United robi się już nudne. Najpierw wszedł Fergie Time (the game is on until we score), a teraz fundują nam zabawę w brak kar indywidualnych dla diabłów. Dla Fergiego przepisy naginane są od bardzo dawna i nie jest to żadna tajemnica. Przekładane mecze, wspomniany Fergie Time, cofanie kar indywidualnych, bądź w ogóle ich nienakładani. Przychylność zarówno sędziów jak i zwierzchników FA. I nie mówię tego, jako niedowartościowany kibic Arsenalu (jak twierdzą kibice United) tylko, jako człowiek patrzący na to wszystko z boku. Teraz kibice United się cieszą, ale gdyby taka sytuacja zdarzyła się w drugą stronę, to jako pierwsi krzyczeli by o ukaranie sprawcy. No ale cóż, wiemy komu sprzyja szczęście (nie mam na myśli lepszych). Po prostu na boisku trzeba myśleć, a jeśli się tego nie robi, to trzeba za to zapłacić. I nie ma przeproś. Przynajmniej nie powinno być.

Przepisy przepisami i jeśli nowe rzeczywiście mówią, że nie można zmienić decyzji sędziego, jeśli ten widział faul (w takim razie nie zrozumiała jest dla mnie możliwość odwołania się od kartki) to niech tak będzie, ale zwykło chamstwo trzeba tępić. Tępić, a nie się za przepisami chować i udawać, że wszystko jest w porządku. Sam faul bez piłki powinien być nagrodzony karą zawieszenia, a jeszcze tak brutalny – ze trzy mecze i kilkanaście tysięcy kary. Piłka to sport dla mężczyzn, a nie dla bandytów. A jeśli komuś (Rooney, Barton i tym podobne) to nie wystarcza, to niech pogra w rugby, albo powalczy w MMA. Tam się wyładuje i pełen pokory wróci na boisko kopać piłkę, a nie przeciwnika.

No Rooney, jako że w meczu z Niebieskimi zagrać w ogóle nie powinieneś, to życzę Ci złamania nogi połamania nóg. Najlepiej z przemieszczeniem. I żeby gwoli sprawiedliwości Niebiescy też machali sobie łokciami i nie dostali za to żadnej kartki. Ciekawe czy wtedy też poklepiecie się z sędzią po plecach i wymienicie spostrzeżeniami. A Cashleya niech ktoś postrzeli… z wiatrówki oczywiście :)